poniedziałek, 13 grudnia 2010

Nie piszesz...

5.
Nie piszesz, ja czekam.

Ptaki ćwierkają za szybą.

Wspomnienie przepływa
ponad linią oczu.

Rozmowy dopływają
po włóknach powietrza.

Chłonę, wraz z tlenem
to, co jest

i nic więcej.

Dziś

4.
Dziś pływam, zawieszony
między ścianami, sufitem, a podłogą.

W geometrycznych planach.

Zawirowuję powietrze obecnością.

Obecność rośnie w zlewie, w kurzu,
w nie umytym ciele, zębach.

Chodzi człowiek, słyszy dzwon w kościele, a słowo
kojarzy go ze zbielałymi dawno kośćmi.
fot. Rafał B.

Cisza

3.
Chodzi o ciszę, o totalną ciszę...

O taką ciszę, w której wszystko widać i słychać.

Ale nie po to, aby coś wiedzieć, coś nazywać,
coś rozumieć. Tylko czuć.

Tylko czuć, samo czuć, czuć, czuć.
Wszystkimi rozszerzonymi porami mózgu.

I o tym się mało gada, bo mało jest dobrych słów.

Ciężko je odnaleźć, ale trzeba po cichu szukać.

Mam specyficzny sposób kochania.

2.
Mam specyficzny sposób kochania.

Ja tylko chodzę po mieście, gdzie widzę,
wszędzie angielskie słowa.

Patrzę przez uchyloną zasłonę, bez zrozumienia.
A im więcej widzę, tym mniej.

Muszę się znów wyciszyć, nic nie gadać, przyjrzeć się bardziej.
Nie mogę się dłużej roztrwaniać.

Jest jakby, wzbierała fala...

To moja kolebka...

Moja kołyska. Moja śmierć.
Moja Matka, Moja Ojciec, Moja Siostra.

Znów to jest...


--
Poniżej utwór Ranocy do tych słów zarejestrowany na żywo w Radiu PIK w Bydgoszczy.
http://www.myspace.com/music/player?sid=81220840&ac=now

Namiętność jest smutkiem.

1.
Namiętność jest smutkiem.
Sztuka jest smutkiem.
Ciało jest smutkiem.
Duch jest smutkiem.
A smutek jest
tylko smutkiem.

Chuj, pizda.
Sperma i krew.
Ślina i pot.
W pizdu.

Oto moja wrażliwość.
Mój intelekt.
Moja śmierć.
Moja Matka, Ojciec,
Siostra. Mój Bóg,
moja kochanka, moja dziwka.
Mój chleb, kiełbasa na chleb.
Moja radość.

sms IV `03

zachód słońca na marsie widziany z krateru Guseva
pożyczone od NASA

Jestem spragniony...

*
Jestem spragniony swojej śmierci,
ale nie dosłownie. Jestem spragniony

takiej śmierci, w której stworzenie aż się skrzy,
a oczy zapadają się, aż do oczodołów.

Język zamiera, słowo mówione.

Prawdę wymówić można tylko,
nie wypowiadając na głos słów.

Zewsząd głosy ludzkie.

*
Zewsząd głosy ludzkie.

Nie rozróżniam żadnych słów,
to akompaniament śmierci tylko.

Nie chcę mówić o śmierci.
Nie chcę nawet myśleć,

ale Ona sama tu jest.

Śmierdzi mi w twarz.

Kiedy leżę na łóżku,
śmierdzi mi w twarz.

Najlżejszy podmuch
woni kwiatów z Twych ust, pomógłby.

Ale Ty też, śmierdzisz mi w twarz.
Ranoc na festiwalu Wolne Miasto Gdańsk 28.11.2010
po nas Variete i Mitch & Mitch, a pomiędzy niekonwencjonalne działania literackie
pożyczone z sieci - fot. Joanna (frota) Kurkowska

Najcięższy...

*
Najcięższy jest metafizyczny syf.
To on jest największy.

Wtedy ja-człowiek, staje się mniejszy.

Jest tak, jakbym zniknął.
Nikt, znikąd.

Po cokolwiek, już nieważne.

Stało się za małe, ja za słaby,
a żar, jaki noszę, przeciw mnie.

Palę się...

Płonę takim ogniem,
który pali mi wnętrzności,

rzyga mi ogień w mózg,
aż do okropności.

Wiersze rozpaczliwe.

wtorek, 7 grudnia 2010

fot. Rafał Budzbon

Sięgnąłem po coś...

*
Sięgnąłem po coś,
co było
do dosięgnięcia.

Przypłaciłem to
i jeszcze przypłacę.

Zapłaciłem pieniędzmi,
w naturze więcej płaciłem
i zapłacę.

Czy mnie coś jeszcze czeka?
Może czas się tylko odwleka?

Może czas się tylko odwleka?
Może papieros, który dymi mi w oczy, nigdy się nie spali?

Ptak ćwirka...

*
Ptak ćwirka.
Jakiś szum dochodzi.

Szczękanie, kwękanie, rżenie i opony.
Jakieś duchy zaglądają tu.

Miłość...

*
Miłość,
jak pięcioletnia dziewczynka,
a już prostytutka.

Budzi się styczniowy dzień.
Na ulicach widziałem, spieszących ludzi.
Na placu widziałem, leniwą śmieciarkę.

Degrengolada syf i totalny rozpad.

O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.

Degrengolada, totalny syf i rozpad.

Degrengolada...

*
Degrengolada syf i totalny rozpad.

O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.

Degrengolada, totalny syf i rozpad.

Mam oczy...

*
Mam oczy, to jeszcze nie znaczy,
że widzę.

Mam ciało, to jeszcze nie jest pewne,
że czuję.

Mam węch, słuch i wszystko jasno lśni,
ale objąć rozumem tego nie umiem.

czwartek, 25 listopada 2010

Unaocznić wszystko to...

*
Unaocznić wszystko to,
co nie ma jeszcze swego świadka.

Mimo woli, aby tak było.
Wszystkie rzeczy muszą być

przez kogoś widziane,
aby były rzeczami, które są,

jakie są.

Może głupio gadam...

*
Może głupio gadam, ale wszyscy
wielcy poeci na mnie patrzą,

nawet ci, których nie znam.

Wytykają do mnie swe języki,
nawet najbardziej obrzydliwe jęzory.

Których,
nie dopuściłbym,
jako suka.

Bo poeci mają język,
przede wszystkim do oralu.

Groza zaistnienia.

Groza zaistnienia.

Tarzając się w degrengoladzie ciała.
Krwawiąc sokami, na zawołanie.
Jestem wszystkimi bluźnierstwami, bo.

To takie piękne słowa. I każdym z osobna.
Pragnę się leczyć, lecz są, jak rak.

Tu, z miejsca na balkonie,
gdzie się wdrapałem, dobrze widzę.

Dachy domów i żyjących ludzi.

- Nawet nie wiesz, jak ja cierpię w życiu.
- Ale, każdy tak ma!

Groza zaistnienia!

Jaki ładny wykrzyknik.
A, to muszą być piękne słowa.

Nieważne, co powiesz.
Ważne, jak to powiesz.

To nawet ważniejsze niż, co?

Jak chcesz, możesz nic nie mówić.
Nie zamykając ust, jak lubisz.

W styczniu, nocami, tak dobrze było wszystko widać. Było też słychać wszystko wyraźnie. I `01

wtorek, 23 listopada 2010

To mieszkanie jest zawsze...

20.
To mieszkanie jest zawsze, przeważnie.
Otacza mnie ze wszystkich stron.

Dokonuję właściwych wyborów.
Na białej kartce,
i w życiu?

Kiedy śpię z Nią...

19.
Kiedy śpię z Nią, a Ona nie chce się otworzyć.
Kiedy ją przytulam, a Ona nie chce się poruszyć ze mną.

Kiedy Ja drżę, tylko drżę.
I szybciej oddycham, z przejęcia.

Nie ma Mnie, nie ma Jej.

BYDGOSZCZ XII `00

Siedzę, jestem...

10.
Siedzę, jestem, z nikim nie gadam.
Pełna zrobiła się popielniczka i śmierdzi.

Dopita do dna czarna kawa w czarnej szklance.
Fusy mienią się jaskrawo.

Jak tu zimno, wiatr tu zawiał.
Przez szczelinę w oknie.

Jest tu cicho, jest ciemno, pogasiłem wszystkie światła.
Aby nikt nie widział, że tu jestem sam i odfruwam.

wtorek, 9 listopada 2010

Ta noc...

16.
Ta noc, na pustkowiu, będzie najgorsza, będzie najdłuższa.
To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Ta noc, na pustkowiu, będzie najcięższa, będzie najdłuższa.
To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Ta noc, na pustkowiu, będzie najgorsza,
będzie najdłuższa.

To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Pięknie fajczy się...

15.
Pięknie fajczy się w piecu, kruk fruwa wokół domu.
Deszczowa chmura ciągnie od góry, drzewa chylą czoła.

Pięknie pali się w piecu, ptak lata wokół domu.
Deszczowa chmura nadciąga od góry.
Drzewa chylą czoła.
fot. Rafał Budzbon

Gdzieś na końcu świata.

14.
Gdzieś na końcu świata.

Koniec świata to
dwanaście kilometrów szosą,

półtora polną drogą.

Na końcu świata jest zimno,
nie palą się latarnie.

Papierosy palą się, lepiej, niż gdzie indziej.
Telewizor odbiera różne stacje.

CZARMUŃ XII `00

fot. Raf Bud

Siedzę...

9.
Siedzę, w grudniu na ławce i marznę.
Chyba mnie tu nie zabiją,

nie przyciągnę żadnych złych.
Siedzę, na ławce i marznę,

jest tu ciemno, wieje i nieprzyjaźnie.
W oddali przerzucony przez rzekę most.

Rzeka tak płynęła zawsze.
Pijak krzyczy, a ja klaszcze.

Dzwony...

7.
Dzwony z kościoła, prysznic bierze Ona,
brudna bielizna gnie się w automacie.

Obiad gotuje się na gazie, Ona go zrobiła,
takie smaczne kotlety, będziemy jeść go w ciszy.

Tam...

6.
Tam, za oknem, są ludzie.
Oni nic o mnie nie wiedzą, ja o nich.

Już prędzej z ptakami, ptaki latają.
Nie wybiją szyby, mogą szybko odfrunąć.

Ulica...

4.
Ulica budzi się, do powszedniego dnia.
To dobrze słyszę tu,

w tym szczelnie zasłoniętym pokoju,
ani drobina światła słońca,

nie zakłóca zimnej fali,
z którą faluję i jest mi na niej zimno.

poniedziałek, 8 listopada 2010

fot. Rafał Budzbon

Zegar...

2.
Zegar mi tyka i tyka, tyk, tyk.
Papieros mi się pali w palcach.

To nie jest noc, to jest już dzień.
Ołówek szura po papierze, trzeba już naostrzyć.

Wyostrzyć widzenie, słyszenie i czucie, powonienie.
Ja nie wiem czym się to skończy?

Czy rzeczy są po to, aby się począć i kończyć?
Same pytania, pytać jak najwięcej.

Stara cyganka...

1.
Stara cyganka, w pociągu, jak indianka.
Ćmiąca szluga, zakrytego dłonią, przed konduktorem?

Poruszająca się, jak mydlana bańka.
Jak mydlana bańka?

POCIĄG BIAŁYSTOK XII `00

Ranoc

Ranoc.

Wyszedłem z pokoju do kuchni,
to niedaleko od siebie jest.

A w kuchni okno było odsłonięte,
za oknem zaczynał się dzień.

I pomyślały mi się dwa słowa,
poranne modlitwy,

choć nie modlę się nigdy.

Dodałem jedno słowo,
i miałem już trzy.

Moje poranne modlitwy.

VI `00

Ranoc, wstęp

Witam po krótkiej przerwie.

Niniejszym rozpoczynam publikację mojego drugiego tomiku poetyckiego zatytułowanego RANOC. Wiersze te pisałem między rokiem 2000, a 2004. Mniej więcej w 2002 roku powstała też psychopoetycka grupa o tej samej nazwie. Ranoc rozpoczęła próby w moim niewielkim mieszkaniu w centrum Bydgoszczy z widokiem z okna na Wyspę Młyńską, gdzie w zasadzie z krótkimi epizodami próbujemy do dziś. (Kto z Bydgoszczy ten wie, co to za miejsce.). Wiele z tych wierszy stanowi teksty piosenek Ranocy.

Powstaliśmy jako duet wraz z Mikołajem Zielińskim. Potem był skład z Rafałem Budzbonem i Tomkiem Popowskim. Następnie przez większość czasu funkcjonowaliśmy z Mikołajem jako duet. Natomiast obecnie skład znów się poszerzył. Ku naszej radości w zespole zaaklimatyzował się Mikołaj Górski, który robi dla nas nowe podkłady oraz stuka w djembe. A niebawem być może zyskamy także basistę. No ale nie czas tu i miejsce, by się za szeroko o tym rozpisywać.

Z muzyką Ranocy można zapoznać się na http://www.myspace.com/ranoc

Tomik ten, jak i poprzedni, będzie ilustrowany fotografiami Rafała Budzbona.
Zapraszam do lektury wierszy i kontemplacji fotografii...

niedziela, 17 października 2010

KONIEC

Niniejszym zamykam publikacje wierszy z tomiku "33 wiersze".

DLA

DLA

Nie rozumiejąc z reguły, rozumiejąc w wyjątkowych okolicznościach,
człowiek, który siebie nie zna, a jak poznaje, to odrzuca.

Jak się poznaje, to, co zakryte, to się wie, jakim się jest głupkiem,
ale się nie wie, co to znaczy.

IX `98

z tomiku "33 wiersze"

piątek, 15 października 2010

KAWA I PAPIEROSY

KAWA I PAPIEROSY

*
Kawa jest dobra.
Kawa jest dla mnie.
Kawa, czarna, jak smoła i spalona.

*
Spalany papieros w popielniczce.

*
Muzyka jest dobra.
Ona jest dla mnie.
Ten smutas śpiewa do mnie.

*
Mucha, brud, bałagan i kurz.
To mieszkanie.
Mieszka się miło i przytulnie.
Psy ujadają wściekle.

Mucha.
I kwiat w doniczce, tak rozpaczliwie
sterczący, w stronę okna, do słońca.
I wszystkie kwiaty w tym mieszkaniu żyjące.

*
Ona wyszła.
Ja wychodzę.
I nie wrócę tutaj przed zmrokiem.

Dlaczego noc jest taka ważna?
Dlaczego księżyc tak dużo do mnie mówi?
Dlaczego słońce nie jest ze mną zaprzyjaźnione?

*
Moje okno, z fotela,
wypełniono konarami drzew i niebem.

*
Okno jest szeroko otwarte.
Ono się otwiera na mój znak.
A kiedy chcę, jest zamknięte.

Okno, nie ma wielkiego znaczenia,
jeśli nie wiedzieć, które to z nich.

Tylko ze środka jest prawdziwym oknem.

*
Nie ma nic, co by zwracało uwagę.
Pojedyncze, oderwane.

VIII - XI `99


z tomiku "33 wiersze"

BEZ ZNACZENIA

BEZ ZNACZENIA

To zwykle jest ten sam układ ulic śródmieścia.
Zwykle późna pora.
Ale to, nic nie znaczy.

Przez okno widzę kościół.
Widzę wzór nieba.

Ale i to, nic nie znaczy.

VIII `99

fot. Rafał Budzbon (foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")

Kilka słów o wierszu W MOIM MIEŚCIE

Ten kawałek to fajny przykład, jak przez przypadek może komuś wyjść zupełnie coś innego, niż zamierzał. Na pierwszy rzut oka wygląda bowiem, jakby wiersz był o wadzeniu się z Bogiem. I rzeczywiście dziś jest to wiersz o wadzeniu się z Bogiem, lecz kiedy go pisałem był o czymś zupełnie innym. Jednak nieistotne jest o czym myślałem pisząc go. Nieistotnym jest, że w zamierzeniu święta trójca z wiersza, to coś zupełnie innego, niż ta z Biblii. Dziś kompletnie nie pamiętam już szczegółów, o co mi tam chodziło i kogo miałem na myśli pod świętą trójcą. Te szczegóły kompletnie zatarły się w mej pamięci. A zatem skoro nie pamiętam już, to znaczy że wiersz jest o tym, co widać, a nie o tym, o czym nawet nie mogę sobie przypomnieć. W tym znaczeniu sławetne pytanie "Co poeta miał na myśli?" okazuje się kompletnie nieistotnym. Nie ważne co poeta miał na myśli - ważne jest co czytelnik odczytuje w wierszu.

Taka mała dygresja, gdyż zaciekawiło mnie to spostrzeżenie.

W MOIM MIEŚCIE

W MOIM MIEŚCIE

W swoim mieście chodzę
najważniejszymi w życiu ulicami,
do najważniejszych w nim miejsc.

Mijam świętą trójcę. Pierwszej nie znam.
Drugą słabo, trzecią znam najlepiej, lecz z nią
się najmniej lubimy. Ale to ona uśmiecha się najszerzej.

VIII `99

czwartek, 14 października 2010

IDĘ PRZEZ STARE MIASTO

IDĘ PRZEZ STARE MIASTO
       
*
Idę, ciężkim, niepewnym krokiem.
Cisza roznosi się dziwnie, wszędzie.
Nie mijam ludzi.
Mijam budynki i ławki.
O tej porze roku nieużyteczne nikomu.
   
*
Bydgoszcz jest piękna.
Szczególnie nocą.
Kiedy tak cicho, bez ludzi, jak teraz się cisza panoszy po ulicach.
Palą się latarnie, oświetlone halogenami
banki i kościoły.
   
*
Poszedłem na Wenecję.
Bałem się tam chodzić.
Ludzie mówią, że to niebezpieczne miejsce.
Poszedłem na Wenecję, zajrzeć w swoje okna.
I paliło się światło.

I - II `99

z tomiku "33 wiersze"

NAD RANEM W KNAJPIE

NAD RANEM W KNAJPIE

Teraz się wszystko kończy.
Dopija się ostatnie piwo.
Dopala papierosa.
Dokańcza się.

Nad ranem w knajpie
puszczają DEAD CAN DANCE
i śmierć rzeczywiście tańczy.
W krótkiej, kurewskiej miniówce.

II `99

z tomiku "33 wiersze"

W SZATNI II

W SZATNI II

*
No tak.

Byłem tu wczoraj,
jestem tu dzisiaj.
Niewiele się zmieniło.
Tak, jakbym w ogóle nie wychodził.
Nie przechodził ulicami, w mrozie.
Nie wyjmował klucza, nie tupał po drewnianych schodach.
Nie zgrzytał zamkiem.
Jedyna różnica, że dzisiaj jestem wyspany.
To jedyny sygnał, że byłem w domu.

*
Ludzie.
Przychodzą, odchodzą, dają płaszcze, zabierają płaszcze.
Kładą monetę, oddaje im resztę.
Resztę swojej cierpliwości.

*
Moja dziewczyna krząta się w kuchni.
Patrzę na nią, jak biega po sali.
Później, przez okienko, widzę ją myjącą szklanki.
Widzę, jak zmizerniała.
Jak dzielnie wytrzymuje to psychicznie.
Jak nie oszalała, i nie popadła w depresję.

*
Piją.
Przede wszystkim piją.
Poza tym tańczą.
Przychodzą do mnie w różnych sprawach.
Mówię: - Nie ma miejsca.
Odpowiadają: - To powieś mi z boku. A ja
się zastanawiam, jak mam to rozumieć.

*
Ciągle widzę, znajome ciała kobiet.
Co tydzień, codziennie,
albo kilka razy w tygodniu lub miesiącu.
Kiedyś też uważałem, że spędzanie wolnego czasu w knajpie, wśród ludzi,
to całkiem dobry pomysł. Dobry na niedzielę,
dzień powszedni i weekend.

*
Knajpa, to kalejdoskop ludzkich typów.
Knajpa, to kalejdoskop gustów, i bezguścia.
Kalejdoskop palantów, brzydoty. Ale także
piękna, które nie jest czyste.

II `99

z tomiku "33 wiersze"

W SZATNI

W SZATNI

*
Muzyka.
Ciągle za głośna muzyka.
Ale ja lubię muzykę. Jest o wiele lepiej, kiedy jest.
Choć jest równie dobrze, kiedy jej nie ma.
Jest wtedy ciszej, ale nie zupełnie cicho.
Bo przecież gwar ludzki, hałas samochodów.
Tupanie stóp po zroszonym mrozem chodniku.

*
Poszedłem do baru, po ogień.
Kali bez pytania, wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
Przytknął mi do papierosa płomień.
Powiedziałem dziękuję i odszedłem.
Wróciłem na swoje miejsce, nieco z boku od wszystkiego.
Nieco z boku od wszystkiego.

*
I znów za głośna muzyka.
Dzisiaj grają jakoś dziwnie.
Jestem tu codziennie, ale dzisiaj jest inaczej.
Nostalgiczne kawałki, lecą jeden za drugim.
Tylko za czym ta nostalgia?
Za lepszymi dniami, które kiedyś tam w przeszłości były?
A może za cieplejszymi? Za wiosną, za słońcem.

II `99

z tomiku "33 wiersze"

środa, 13 października 2010

W SZATNI

Następny będzie kilkuwierszowy cykl W SZATNI, który napisałem kiedy przez jedną zimę pracowałem jako szatniarz w nieistniejącym już dziś Klubie Sanatorium przy ul. Stary Port w Bydgoszczy. Fajna robota to była. Miałem dużo czasu na myślenie i odczuwanie...

DYWAGACJE

DYWAGACJE

1.
Te spotkania na szczycie niewiele wnoszą.
Gros godzin spędzamy na rozgrywkach męskich.
Wiesz, ty masz wielką, owłosioną,
wymalowaną na czole.
To jest twoje trzecie oko, którym na mnie patrzysz.
Miej oko, ale patrzaj w sens.

2.
Wiesz mała, najgorsze, jak niedorobieni poeci,
zasiądą do konsumpcji poezji. Rozbierają ją.
Ja nie mam niczego przeciwko.
To byłby świetny widok. I dowód na postmodernizm.
No wyobraź sobie poezję, w śmiałej bieliźnie,
rozkładającą nogi na okładce poważnego pornograficznego pisma.
Matka jadalna niektórych pomników.

Mała popłakała się
i odeszła.

3.
Karty zostały rzucone. Gra się rozpoczęła.
To koniec, ale i początek. Teraz już trzeba
się tego podjąć. To nic, że ryzykujesz kulę w płot,
ocenę ostateczną. Karty krążą w rękach szulerów.
Gra się toczy.

4.
A gdyby tak podłożyć bombę w kilku miejscach w mieście?
Zabić 160 osób w dwie godziny?

(cyt. i tak dalej mniej więcej w tym stylu)

5.
Rozmawiałem z pewnym znanym poetą przez telefon.
Jego głos mnie zaskoczył.
Zapomniałem powiedzieć mu to, co w życiu najistotniejsze,
Umówiliśmy się, że to ja przyjadę do Gliwic, zrobimy większą orgietkę.
Będziemy się sobą onanizować.

6.
Wsunąć palec w jej śliczną pupcię. Niech przemówi
do mnie. Niech jęczy. Niech napisze się beze mnie,
a ja się pod tym podpiszę.

7.
Do dzisiaj rozpędziłem się do granic zastosowania praw fizycznych.
Na drodze musiałem koniecznie cofnąć się do mieszkania,
w odwrocie nie wytrzymałem, wyrzygałem się na trawnik.
W ten sposób wyhamowałem.

8.
Przypięte do korka, wiszą niezapłacone rachunki.
Są też inne zobowiązania, tyle rzeczy najistotniejszych.
A ja jak głupi bronię jej.

KONIEC
Palę papierosa. Nie smakuje mi w ogóle. Jest do niczego.
To Mocny. Był Wojaczek, co ostro wojował. Był Bruno-Milczewski,
co bardziej był Brunem, niż Milczewskim. Czy możliwe żebym,
urodził się jeszcze raz?

VIII - IX `98

z tomiku "33 wiersze"

wtorek, 12 października 2010

Rozdział III

Zamykam rozdział II rezygnując z publikacji wielu kawałków. Zaczynam rozdział III.

fot. Rafał Budzbon (foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")

Magiczna chwila...

xxx

Magiczna chwila, kiedy to, co żyje dniem, a nocą wypoczywa,
budzi się.

Tak więc teraz, na moich podkrążonych oczach, robi się rano.
Szyby w oknie zaniebieszczone, od coraz ostrzej błękitnego nieba.
Te bliższe drzewa, są już zielone, dalsze, jeszcze czarne. A ptaki?

Latem ptaki nie gwizdają tylko kilka godzin. A samochody?

Te śpią zupełnie normalne.

V `98

Wyszedłem na deszcz...

xxx

Wyszedłem na deszcz,
zmoknąć i zapachnieć deszczem.

W kiosku kupiłem papierosy.
Stać mnie było tylko
na niedobre.

Ale to nic,
bo później długo stałem
i mokłem.

VII `98

fot. Rafał Budzbon (wiersz i foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")

Ta noc jest tak piękna...

xxx

Ta noc jest tak piękna.
Wyszedłem się trochę schłodzić, ochłonąć.
Samotnie pospacerować po parku.

Jest bardzo późno, listopad, z wtorku na środę.

Wciśnięty szczelnie w obszyty ciepłym futerkiem kaptur.
Wciśnięty w głowę.
Coś tak właśnie postanowiło.

XI `97

fot. Rafał Budzbon (wiersz i foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")

Siedzę na krześle przy stoliku...

xxx

Siedzę na krześle przy stoliku w Poradni Przeciwgruźlicznej.
Wygląda trochę, jak w przydworcowym Barze Mlecznym.
Bezdomni włażą z butami w życie normalnym.

Czekam, aż głos zza drzwi wezwie panów.
Panie wołano poprzednio. Zdążyły już wyjść.

Inni panowie też czekają.
Brakuje herbat z cytryną podanych w szklankach bez koszyczka,
lecz na szklanych podstawkach z aluminiową łyżeczką
wetkniętą w zabarwioną wodę.
Nikt nic nie mówi.

Patrzę na tabliczkę z przekreślonym papierosem,
na wypełnioną przeze mnie kartę prześwietlenia,
na planszę z wypisanymi brązową kredką godzinami przyjęć.

Niczego nie próbuję zapamiętać.
Niczego nie rozpamiętuję.
Nic mi się nie przypomina.
O niczym nie myślę. Nie filozofuję.

Skupiam się na odczuwaniu, aby
zdać sobie sprawę, że teraz jestem tutaj.

X `97

Postawiony przed obowiązkiem...

xxx

Postawiony przed obowiązkiem, sprostania pewnej roli,
którą zaczyna bardzo dobrze znać.

Nie może zmienić w niej ani słowa, takie są wytyczne,
które nigdzie nie są spisane, w żadnej znanej księdze.

VIII `98

Rozdział II

Poniższe wiersze stanowiły w tomiku "33 wiersze" pierwszy rozdział. Oczywiście nie są to wszystkie "kawałki", które tam były, jeden pominąłem, uznając go po latach za niewarty tego by go tutaj publikować. Teraz będą wiersze z rozdziału II.

KIDS

KIDS

nóż oswaja gardło
powolnym ruchem
rękę ciągle mniej kontroluje

wychodząc na ulicę
tracisz pewność
że jeszcze wrócisz do niej
choć znakomicie znasz drogę

a ona czeka
czeka zbyt długo wychodzi
ścina kilka słoneczników rosnących
pod płotem ekskluzywnego hotelu

pijani biznesmeni zapraszają tu
trzeźwe panie nieciężkich obyczajów
które najpierw zbliżą do siebie
by uczestniczyć w widowisku pod tytułem

NIGDY NIE POŁAPIESZ SIĘ
CHOĆBYŚ MYŚLAŁ TYSIĄC LAT
CZY MÓJ ORGAZM JEST PRAWDZIWY
CZY TEŻ NIE JEST TAK

a tymczasem...

żony oczekują w willach z kominkami w rogu pokoju trzaskającymi
przemieszczając się w paputkach góralskich po dywanach puchowych
od jednego plastikowego okna do drugiego parząc dziesiątą
herbatę przeplataną pięcioma kawami
układając dzieci do snu

na różowej poduszeczce
dziewczynkę trzymającą w rączce
różową laleczkę

na niebieskiej chłopczyka
trzymającego w rączce najnowszy
zabawkowy model uzi

wychodząc z pokoiku mamusia
dostaje serię w plecy
odwraca głowę uśmiecha się
- och ty mój mały mężczyzno. śpij już.
  śpij syneczku. jutro postrzelasz do woli.
- rozpierdolę siostrze łeb wiesz mamo?
- synku. tak się nie mówi.
- gówno wiesz ździro. zamknij ten słodki ryj kurwo.
JESTEM MADA FAKA KING!

wychodząc na ulicę
tracisz pewność
że jeszcze wrócisz do niej

IX ‘96

z tomiku "33 wiersze"

poniedziałek, 11 października 2010

BAJECZKA

BAJECZKA

Ona i on.

Punki z
rodowodem.
Wystawionym
przez
ichni
Związek.

Stoją
na balkonie,
gdzie hodują
ziółka. On lubi psy. Ona
psów nie znosi. Nie
mają psa. Bo kłaczy.

Żyją z dilowania. I,
wszyscy ich znajomi
też żyją. Jutro
przyjedzie hurtownik
z Torunia. Stoją,
i wypatrują.

Hurtownik ma
na imię Jacek.
Fajny to jest
gość. Ma synka
niewiele młodszego
od siebie. Ale starszego
od ich córeczki. I oni
przy wizytach,
bawią się wspólnie. A ten
mały, to jest straszny
rojber. Biega i skacze. Szturcha
wszystkie sprzęty. Czasami
trzeba huknąć, by się
gówniarz uspokoił. I
nie tłukł Marysi. Ale nie ma
używania paska, czy pydy. Bo to
świadomi rodzice. Nie chcą
spaczyć dziecku osobowości.

VII `97

z tomiku "33 wiersze"

MONOLOGIZZZ AKTIONS

MONOLOGIZZZ AKTIONS

idąc ulicami miasta od przystanku 53 obok
sądu gdzie sprawiedliwi zasiadają aby osądzić
społeczeństwo niegodne zaufania podmiot
liryczny którego nigdy nie utożsamiajcie z autorem
który nie chce używać pseudonimu najpierw
zatrzymał się na światłach pierwszych przy drugich
się nie zatrzymał co wyglądało groźnie dla kierowcy
furgonetki ich spojrzenia zwarły się na moment
w niemym wyczekiwaniu i przymusowym zainteresowaniu
no teraz twój ruch zdawał się mówić i wykonał ruch
nogą prawą do przodu podmiot liryczny natomiast
wykonał ruch nogą prawą do tyłu tym razem skończyło się
na wymianie spojrzeń a mogło skończyć na wymianie
krwi

   zamknij oczy słuchaj uważnie rozważaj co mówię zaufaj jestem twoim
   psajchoterapeutą twoim okiem w mojej głowie

zamknij oczy rozsiądź w fotelu rozsiądź rozluźnij wyobraź sobie
że trzymasz w dłoni którą zwykle to robisz pilota od
magnetowidu - przesmyk przecinasz długą po prawej węgliszek
na wprost stary rynek - tu możesz przestać przewijać na podglądzie
do przodu przewinąć lekko do tyłu tak aby uchwycić moment
wejścia na rynek bo to ładne miejsce popatrz jeszcze
przez chwilę pozwól mi spokojnie przejść obejrzeć wszystkie mijane
i siedzące pod pomnikiem panienki i przewiń dalej bo tu nic istotnego
się nie wydarzyło w każdym razie nic takiego
o czym warto by było pisać wiersz przed kolacją przewijaj do momentu
plac wolności gdzie kiedyś narkomani heroinowi przeżywali
brak kondycji psychofizycznej dokładnie naprzeciwko napuszonego
liceum z tradycjami a teraz polskie amerykańskie dzieci urządziły
codzienne widowisko na łyżworolkach z wyrzutnią rakiet na środku
deptaka gdzie przesiadują stare kobiety aby popatrzeć na sprawność
fizyczną jutrzejszej młodzieży i poplotkować o pijaństwie
dzisiejszej młodzieży politycy lokalni cieszą się że miasto
zbliża się do europy dzieci cieszą się że ameryka jest w sklepach
i telewizji  babcie cieszą się że blisko stąd do kościoła ja cieszę się
że blisko stąd mam do domu wszyscy są szczęśliwi plus alkoholik
ledwo trzymający się na nogach a tymczasem pozwól mi z 15 minut
posiedzieć w samotności na ławeczce bo to ładne miejsce

`96

fot. Rafał Budzbon (wiersz i foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")
Utwór ten wykonuję wraz z Ranocą pod nazwą Mono.
Klip, jak i wykonanie z koncertu w TVBydgoszcz można obejrzeć na:
http://www.myspace.com/ranoc

niedziela, 10 października 2010

WALKA O OGIEŃ

WALKA O OGIEŃ

I
wieczorem na przystanku czekałem autobus
długo zwlekał zapragnąłem zapalić z nudów papierosa
już na samym początku ale nie miałem fajera nikt
nie czekał ze mną
II
po drugiej stronie asfaltu stał gruby jegomość patrzący
podejrzliwie na moje umizgi po fajer
nie! zaczaiło się na jego ustach
nadjechał autobus jegomość wsiadł pozostałem sam bez ognia
III
rozejrzałem się na górce obok sklepu stała baba
wyszedłszy z psem daleko daleko nikogo
poszedłem w stronę schodów prowadzących na szczyt
wiaduktu miałem teraz poszerzone horyzonty
IV
jakieś sto metrów od mojej nie wyrobionej jeszcze
pozycji szli on ona i pies owczarek on blondyn
o wyglądzie i spojrzeniu nawróconego przez miłość
do niej psychopaty ona nie spojrzałem
nie! zaczaiło się na jego ustach
V
kątem oka zobaczyłem kolesia w głupich
trampkach (był śnieg) głupich spodniach kurtce i w głupim
wyrazie twarzy
w którym czaił się mój nietakt zawarty w pytaniu o ogień
VI
niepalenie zrobiło się modne
jest znakiem mądrości

II 96

z tomiku "33 wiersze"

TERAZ WIEM

TERAZ WIEM

dokształciłem się doczytałem
porównywalne jednoznaczne
nie sądziłem aby miało się to przydać
a jednak przydało
do myśli do świadomości do zgłębienia
do samoucierpienia do samouwielbienia
zobaczyłem doczytałem przejrzałem
nikłe środki wykorzystałem barek otworzyłem
w fotelu usiadłem czytałem
zaznajomiłem ze spisem nazwisk poznałem konkurencję
odkryłem że facet chyba z mojego miasta napisał   
teraz spisuję
myśli które nadeszły w drodze do kuchni po ogień do papierosa
przelewam na papier i zastanawiam się po co
bo nie wystarczy chodzić
do kuchni do szkoły do pracy
bo nie wystarczy mówić i nie wystarczy nie mówić
nie wystarczy nie rozumieć i nie wystarczy nic
uwięzienie nie odpowiada śmierć zbyt nudna i zbyt wczesna
dopiero co oszukałem społeczeństwo dopiero co
nie poszedłem do wojska
dopiero kilka razy sprawdzano moją wiarygodność
w instytucjach powołanych do sprawdzania wiarygodności
użytkowników cyrku
całkiem niedawno sprezentowano za własne pieniądze
z zasiłku dla bezrobotnych (przepraszam pomyłka w czasoprzestrzeni)
z ciężko zarobionych pieniędzy rodziców dowód tożsamości
z którego patrzę i się nie śmieję
i gdzie napisali mi wysoki
co jest sensacją w moim światku
na miarę filmów o Jamesie Bondzie
pamiętam jak rozważałem czy go nie wyrzucić podrzeć
podeptać opluć
zrezygnowałem wiedziałem że będę musiał kupić nowy
jeszcze bardziej wycyckany
to było w nocy w myślęcinku upojna noc
byłem psychodelicznym rycerzem na szlaku dziejów
o imieniu Bezimienny brnąłem przez historię
pływałem w kolorowych piłeczkach w lunaparku
Przedzierałem przez ciemny las
odwiedzałem źródła mocy świątynie czasu
kąpałem nago w śmierdzącym stawie obok tabliczki
kąpiel wzbroniona potem ratowałem kumpla
Z uścisku światła zakrywając dłońmi oczy
potem śpiewałem basem potem leżałem na bruku
potem spadł deszcz przedtem mijaliśmy radiowóz
idąc po szynach tramwajowych rozważałem skok z wiaduktu
na szyny kolejowe potem spotkaliśmy żołnierza na samowolce
którego poczęstowałem papierosem
na dworcu menel chciał dowiedzieć się
z jakiej dzielnicy zawitaliśmy w jego pijany rewir
który sobie obszczał
wtedy w tamtym czasie ubolewałem z braku miłości
do której pisałem długie listy
i wysyłałem pierwsze wiersze
drugiego dnia wspominałem tak jak teraz wspominam
teraz wiem mniej więcej kim jestem
II 96

fot. Rafał Budzbon (wiersz i foto z tomiku "33 wiersze, 10 fotografii")

Wiersz, który otwiera tomik "33 wiersze" na dobry początek

xxx

świeże rano
jeszcze zmrok
zaczynam

produktywny

dzień pracy

szarego

obywatela

a czuję się
kolorowy

VII `94

Powitanie

A zatem witam,
a zatem założyłem sobie właśnie tego bloga. I jest to blog poetycki. Ci którzy znają moją twórczość, a nie ma ich pewnie znów tak wielu, wiedzą iż jestem autorem jednej debiutanckiej książeczki poetyckiej pod tytułem "33 wiersze, 10 fotografii" ilustrowanej zdjęciami autorstwa Rafała Budzbona. Książeczka ta ukazała się dawno, dawno temu (2003) jako gratisowy załącznik do jednego z numerów ogólnopolskiego nieregularnika artystyczno-literackiego Kartki z Białegostoku. Pismo było dystrybuowane głównie w krajowej sieci Empik. Oprócz tego napisałem jeszcze trzy tomiki poetyckie, które jak dotąd nie ukazały się drukiem. Jeśli ktoś spyta dlaczego, to od razu odpowiem - za mało się starałem, by te książeczki wyszły, choć kilka razy było już blisko. Nieliczne wiersze były już publikowane w prasie. Ponadto napisałem też jedną mikropowieść oraz kilka opowiadań. Na blogu tym zamierzam w pierwszej kolejności przypomnieć publiczności co lepsze wiersze z tomiku "33 wiersze", a następnie przejdę do moich kolejnych, nikomu prawie nieznanych, gotowych od lat książeczek. Wiele z tych wierszy wykonuję wraz z moim psychopoetyckim zespołem Ranoc, na którego nieliczne koncerty serdecznie zapraszam. Z muzyką Ranocy można zapoznać się pod internetowym adresem www.myspace.com/ranoc. Są tam zarówno nagrane w studiu kawałki, jak i kilka klipów i fragmentów naszych koncertów. Życzę przyjemnego obcowania z moją poezją, jak i muzyką grupy Ranoc.