środa, 12 stycznia 2011

koniec i nigdy więcej

Niniejszym zakończyłem publikację mojego tomiku pt. RANOC na tym blogu. Z kilku wierszy zrezygnowałem, może ukażą się kiedyś wreszcie w papierowej wersji. Niebawem zacznę publikować kolejny niepublikowany tomik, który nazwałem ZESZYTY.

Dziś.

Dziś.

widzę, co się wydarzyło,
że to było wielkie, i małe,

że to nic nie znaczyło, i wszystko,

wszystko zmieniło, i nic nie wywołało,

że ten krzyk, to naprawdę była cisza, i sssyk
w tej ciszy głośny, wężowy,

że ja chciałem tak bardzo,
że aż nie mogłem,

że tak mocno musiałem,
że nie mogłem nie chcieć,

i po co?

te dni zalęknione, poległe

ten ból rozrywający
ostrą rysą tnąc świadomość

wycie, agonia

ta obsesja...

dla tej garści wierszy?
---------------------------
no chyba że...

Piękne widoki w mieszkaniu.

Piękne widoki w mieszkaniu.

Na razie powoli zaczyna się zmieniać coś,
nieuchwytnie prawie.

Na razie błogość, łagodnie rozpływa się ciepłem,
po moim wyziębionym mieszkaniu.

Artefakty, tego, co odeszło,
nadal na mnie patrzą ze ścian,

zdobią pokój mój.

Na razie zaczyna zmieniać się od kuchni,
ładem zaczyna się objawiać.

I złapałem się, że nocne światła, z okna,
błyszcząca wieża świątyni, na czarnym niebie,

nie napawa już

hipnotyzującą grozą czarnomagicznego piękna,

lecz emanuje kojącą poświatą niemitycznych,
po prostu wielkomiejskich, kolorowych świateł.

Tykanie zegara nie odlicza, przytłaczających chwil pustki.
Nie jest nachalną metaforą nieuchronnej śmierci.

Szczebiot przelatującego wczesną wiosną ptactwa,
nastraja świeżym optymizmem.

Nadlatujące dźwięki, wzbudzają naturalny zachwyt.

Jestem uwolniony!?

HARD CORE

HARD CORE

gdy przestajesz mieć, gdy tracisz wszystko.

gdy wszelkie zdobywanie, posiadanie
odkładasz,

na bliżej nieokreślone potem...

gdy nie masz już nic,

co można by z bólem utracić,
co w niewysłowionym cierpieniu
mogłoby zostać ci odebrane.

co mógłbyś odczuć, jakby
odrywano gwałtem z ciebie
kawał mięsa z twego ciała...

kiedy nic już nie chcesz,
bo wszystko ci zabrano.
i nic już nie chcesz,
bo nie lubisz już mieć...

wtedy przestajesz się bać,
i nie jesteś już w nic uwikłany...

i wiedz, że oto właśnie,
osiągnąłeś właściwy stan psychiczny,

to o to zawsze chodziło, żeby tak mieć...

i uświadamiasz sobie jasno, że

cię nie zabiją, chyba, że sam zechcesz...

środa, 5 stycznia 2011

Zderzenie.

Zderzenie.

Idzie Człowiek.

Inny stoi oparty.

Ten podchodzi do niego.

- Czy mogę zapytać?

- Proszę, chcę tego, bo widzę i czuję,
że to będzie bardzo ważne pytanie.

- Jest koło. Jedno... i drugie.
Bo koła muszą być dwa.

A pomiędzy nimi, co jest?

Bo ja napisałem – rozstaw.
W krzyżówce.
500.


- Tak dobrze Cię Człowieku teraz zrozumiałem.

Tak silnie Cię czuję.

To, kim jesteś. I co masz.

Twój amok szanuję, bo nie każdy go ma. Jesteś jeden.

Nic nie znaczysz dla nich. Bo nie możesz znaczyć.

Ale dla mnie wiele znaczy. To, co pozornie nie ma znaczenia.

Ukazujesz mi absolut. Pokazujesz mi kosmos.

I tę zwielokrotnioną siłę, drzemiącą w Człowieku.

Gdy ten jest już gotowy na wszystko.

I niczego się już nie boi.


Nawet nie wiesz, jak ważne jest, żeś podszedł i zapytał.

Że tu stałem, Ty szedłeś, i swym amokiem żeś się podzielił.


Czy miałeś podejść właśnie do mnie?

Czy miałem tu stać, kiedy Ty szedłeś?


Czy przypadkiem szedłeś, gdy tu stałem?

Ja wiem, że właśnie tak, to się odbyć miało!


Ty nie wiesz, bo nie możesz, bo niewiele w gruncie rzeczy wiesz.

Ja wiem. I nie pytaj już więcej o nic.

Ja wiem. I nie pytaj, i tak byś nie objął tego.

Ja wiem. I utrwalam, bo takie moje dzieło.


- Kiedyś miałem 2000.
I zrobiłem przez 5 lat.
Nie miałem roboty.

W haśle było chińskie przysłowie.

Ranoc II

Ranoc II

A to jest Ranoc właśnie, palce znów utkane
naskórkiem do krwi,

paznokcie nieregularne, jak cykle, cykle,
które tylko je udają.

Czy to są cykle życia?

Śmierci nie ma, mam prawie trzydzieści lat.

Dawniej, była, na wyciągnięcie ręki, na odległość oddechu.

Matka prawdziwa, kochająca tak mocno, jak strasznie,
tak pięknie.

Choć żyję, to zabiła tak wiele we mnie,
co stworzyła.

Tak wiele mi dała, co zabrała.

Ta moja mama.

Wiersze na tak. II-III `04