czwartek, 25 listopada 2010

Unaocznić wszystko to...

*
Unaocznić wszystko to,
co nie ma jeszcze swego świadka.

Mimo woli, aby tak było.
Wszystkie rzeczy muszą być

przez kogoś widziane,
aby były rzeczami, które są,

jakie są.

Może głupio gadam...

*
Może głupio gadam, ale wszyscy
wielcy poeci na mnie patrzą,

nawet ci, których nie znam.

Wytykają do mnie swe języki,
nawet najbardziej obrzydliwe jęzory.

Których,
nie dopuściłbym,
jako suka.

Bo poeci mają język,
przede wszystkim do oralu.

Groza zaistnienia.

Groza zaistnienia.

Tarzając się w degrengoladzie ciała.
Krwawiąc sokami, na zawołanie.
Jestem wszystkimi bluźnierstwami, bo.

To takie piękne słowa. I każdym z osobna.
Pragnę się leczyć, lecz są, jak rak.

Tu, z miejsca na balkonie,
gdzie się wdrapałem, dobrze widzę.

Dachy domów i żyjących ludzi.

- Nawet nie wiesz, jak ja cierpię w życiu.
- Ale, każdy tak ma!

Groza zaistnienia!

Jaki ładny wykrzyknik.
A, to muszą być piękne słowa.

Nieważne, co powiesz.
Ważne, jak to powiesz.

To nawet ważniejsze niż, co?

Jak chcesz, możesz nic nie mówić.
Nie zamykając ust, jak lubisz.

W styczniu, nocami, tak dobrze było wszystko widać. Było też słychać wszystko wyraźnie. I `01

wtorek, 23 listopada 2010

To mieszkanie jest zawsze...

20.
To mieszkanie jest zawsze, przeważnie.
Otacza mnie ze wszystkich stron.

Dokonuję właściwych wyborów.
Na białej kartce,
i w życiu?

Kiedy śpię z Nią...

19.
Kiedy śpię z Nią, a Ona nie chce się otworzyć.
Kiedy ją przytulam, a Ona nie chce się poruszyć ze mną.

Kiedy Ja drżę, tylko drżę.
I szybciej oddycham, z przejęcia.

Nie ma Mnie, nie ma Jej.

BYDGOSZCZ XII `00

Siedzę, jestem...

10.
Siedzę, jestem, z nikim nie gadam.
Pełna zrobiła się popielniczka i śmierdzi.

Dopita do dna czarna kawa w czarnej szklance.
Fusy mienią się jaskrawo.

Jak tu zimno, wiatr tu zawiał.
Przez szczelinę w oknie.

Jest tu cicho, jest ciemno, pogasiłem wszystkie światła.
Aby nikt nie widział, że tu jestem sam i odfruwam.

wtorek, 9 listopada 2010

Ta noc...

16.
Ta noc, na pustkowiu, będzie najgorsza, będzie najdłuższa.
To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Ta noc, na pustkowiu, będzie najcięższa, będzie najdłuższa.
To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Ta noc, na pustkowiu, będzie najgorsza,
będzie najdłuższa.

To zwykła noc, w niezwykłym miejscu.

Pięknie fajczy się...

15.
Pięknie fajczy się w piecu, kruk fruwa wokół domu.
Deszczowa chmura ciągnie od góry, drzewa chylą czoła.

Pięknie pali się w piecu, ptak lata wokół domu.
Deszczowa chmura nadciąga od góry.
Drzewa chylą czoła.
fot. Rafał Budzbon

Gdzieś na końcu świata.

14.
Gdzieś na końcu świata.

Koniec świata to
dwanaście kilometrów szosą,

półtora polną drogą.

Na końcu świata jest zimno,
nie palą się latarnie.

Papierosy palą się, lepiej, niż gdzie indziej.
Telewizor odbiera różne stacje.

CZARMUŃ XII `00

fot. Raf Bud

Siedzę...

9.
Siedzę, w grudniu na ławce i marznę.
Chyba mnie tu nie zabiją,

nie przyciągnę żadnych złych.
Siedzę, na ławce i marznę,

jest tu ciemno, wieje i nieprzyjaźnie.
W oddali przerzucony przez rzekę most.

Rzeka tak płynęła zawsze.
Pijak krzyczy, a ja klaszcze.

Dzwony...

7.
Dzwony z kościoła, prysznic bierze Ona,
brudna bielizna gnie się w automacie.

Obiad gotuje się na gazie, Ona go zrobiła,
takie smaczne kotlety, będziemy jeść go w ciszy.

Tam...

6.
Tam, za oknem, są ludzie.
Oni nic o mnie nie wiedzą, ja o nich.

Już prędzej z ptakami, ptaki latają.
Nie wybiją szyby, mogą szybko odfrunąć.

Ulica...

4.
Ulica budzi się, do powszedniego dnia.
To dobrze słyszę tu,

w tym szczelnie zasłoniętym pokoju,
ani drobina światła słońca,

nie zakłóca zimnej fali,
z którą faluję i jest mi na niej zimno.

poniedziałek, 8 listopada 2010

fot. Rafał Budzbon

Zegar...

2.
Zegar mi tyka i tyka, tyk, tyk.
Papieros mi się pali w palcach.

To nie jest noc, to jest już dzień.
Ołówek szura po papierze, trzeba już naostrzyć.

Wyostrzyć widzenie, słyszenie i czucie, powonienie.
Ja nie wiem czym się to skończy?

Czy rzeczy są po to, aby się począć i kończyć?
Same pytania, pytać jak najwięcej.

Stara cyganka...

1.
Stara cyganka, w pociągu, jak indianka.
Ćmiąca szluga, zakrytego dłonią, przed konduktorem?

Poruszająca się, jak mydlana bańka.
Jak mydlana bańka?

POCIĄG BIAŁYSTOK XII `00

Ranoc

Ranoc.

Wyszedłem z pokoju do kuchni,
to niedaleko od siebie jest.

A w kuchni okno było odsłonięte,
za oknem zaczynał się dzień.

I pomyślały mi się dwa słowa,
poranne modlitwy,

choć nie modlę się nigdy.

Dodałem jedno słowo,
i miałem już trzy.

Moje poranne modlitwy.

VI `00

Ranoc, wstęp

Witam po krótkiej przerwie.

Niniejszym rozpoczynam publikację mojego drugiego tomiku poetyckiego zatytułowanego RANOC. Wiersze te pisałem między rokiem 2000, a 2004. Mniej więcej w 2002 roku powstała też psychopoetycka grupa o tej samej nazwie. Ranoc rozpoczęła próby w moim niewielkim mieszkaniu w centrum Bydgoszczy z widokiem z okna na Wyspę Młyńską, gdzie w zasadzie z krótkimi epizodami próbujemy do dziś. (Kto z Bydgoszczy ten wie, co to za miejsce.). Wiele z tych wierszy stanowi teksty piosenek Ranocy.

Powstaliśmy jako duet wraz z Mikołajem Zielińskim. Potem był skład z Rafałem Budzbonem i Tomkiem Popowskim. Następnie przez większość czasu funkcjonowaliśmy z Mikołajem jako duet. Natomiast obecnie skład znów się poszerzył. Ku naszej radości w zespole zaaklimatyzował się Mikołaj Górski, który robi dla nas nowe podkłady oraz stuka w djembe. A niebawem być może zyskamy także basistę. No ale nie czas tu i miejsce, by się za szeroko o tym rozpisywać.

Z muzyką Ranocy można zapoznać się na http://www.myspace.com/ranoc

Tomik ten, jak i poprzedni, będzie ilustrowany fotografiami Rafała Budzbona.
Zapraszam do lektury wierszy i kontemplacji fotografii...