5.
Nie piszesz, ja czekam.
Ptaki ćwierkają za szybą.
Wspomnienie przepływa
ponad linią oczu.
Rozmowy dopływają
po włóknach powietrza.
Chłonę, wraz z tlenem
to, co jest
i nic więcej.
1. 33 wiersze 2. Ranoc 3. Czytając poetów przeklętych 4. Zeszyty 5. Upały - opowiadania.
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Dziś
4.
Dziś pływam, zawieszony
między ścianami, sufitem, a podłogą.
W geometrycznych planach.
Zawirowuję powietrze obecnością.
Obecność rośnie w zlewie, w kurzu,
w nie umytym ciele, zębach.
Chodzi człowiek, słyszy dzwon w kościele, a słowo
kojarzy go ze zbielałymi dawno kośćmi.
Dziś pływam, zawieszony
między ścianami, sufitem, a podłogą.
W geometrycznych planach.
Zawirowuję powietrze obecnością.
Obecność rośnie w zlewie, w kurzu,
w nie umytym ciele, zębach.
Chodzi człowiek, słyszy dzwon w kościele, a słowo
kojarzy go ze zbielałymi dawno kośćmi.
Cisza
3.
Chodzi o ciszę, o totalną ciszę...
O taką ciszę, w której wszystko widać i słychać.
Ale nie po to, aby coś wiedzieć, coś nazywać,
coś rozumieć. Tylko czuć.
Tylko czuć, samo czuć, czuć, czuć.
Wszystkimi rozszerzonymi porami mózgu.
I o tym się mało gada, bo mało jest dobrych słów.
Ciężko je odnaleźć, ale trzeba po cichu szukać.
Chodzi o ciszę, o totalną ciszę...
O taką ciszę, w której wszystko widać i słychać.
Ale nie po to, aby coś wiedzieć, coś nazywać,
coś rozumieć. Tylko czuć.
Tylko czuć, samo czuć, czuć, czuć.
Wszystkimi rozszerzonymi porami mózgu.
I o tym się mało gada, bo mało jest dobrych słów.
Ciężko je odnaleźć, ale trzeba po cichu szukać.
Mam specyficzny sposób kochania.
2.
Mam specyficzny sposób kochania.
Ja tylko chodzę po mieście, gdzie widzę,
wszędzie angielskie słowa.
Patrzę przez uchyloną zasłonę, bez zrozumienia.
A im więcej widzę, tym mniej.
Muszę się znów wyciszyć, nic nie gadać, przyjrzeć się bardziej.
Nie mogę się dłużej roztrwaniać.
Jest jakby, wzbierała fala...
To moja kolebka...
Moja kołyska. Moja śmierć.
Moja Matka, Moja Ojciec, Moja Siostra.
Znów to jest...
--
Poniżej utwór Ranocy do tych słów zarejestrowany na żywo w Radiu PIK w Bydgoszczy.
http://www.myspace.com/music/player?sid=81220840&ac=now
Mam specyficzny sposób kochania.
Ja tylko chodzę po mieście, gdzie widzę,
wszędzie angielskie słowa.
Patrzę przez uchyloną zasłonę, bez zrozumienia.
A im więcej widzę, tym mniej.
Muszę się znów wyciszyć, nic nie gadać, przyjrzeć się bardziej.
Nie mogę się dłużej roztrwaniać.
Jest jakby, wzbierała fala...
To moja kolebka...
Moja kołyska. Moja śmierć.
Moja Matka, Moja Ojciec, Moja Siostra.
Znów to jest...
--
Poniżej utwór Ranocy do tych słów zarejestrowany na żywo w Radiu PIK w Bydgoszczy.
http://www.myspace.com/music/player?sid=81220840&ac=now
Namiętność jest smutkiem.
1.
Namiętność jest smutkiem.
Sztuka jest smutkiem.
Ciało jest smutkiem.
Duch jest smutkiem.
A smutek jest
tylko smutkiem.
Chuj, pizda.
Sperma i krew.
Ślina i pot.
W pizdu.
Oto moja wrażliwość.
Mój intelekt.
Moja śmierć.
Moja Matka, Ojciec,
Siostra. Mój Bóg,
moja kochanka, moja dziwka.
Mój chleb, kiełbasa na chleb.
Moja radość.
Namiętność jest smutkiem.
Sztuka jest smutkiem.
Ciało jest smutkiem.
Duch jest smutkiem.
A smutek jest
tylko smutkiem.
Chuj, pizda.
Sperma i krew.
Ślina i pot.
W pizdu.
Oto moja wrażliwość.
Mój intelekt.
Moja śmierć.
Moja Matka, Ojciec,
Siostra. Mój Bóg,
moja kochanka, moja dziwka.
Mój chleb, kiełbasa na chleb.
Moja radość.
Jestem spragniony...
*
Jestem spragniony swojej śmierci,
ale nie dosłownie. Jestem spragniony
takiej śmierci, w której stworzenie aż się skrzy,
a oczy zapadają się, aż do oczodołów.
Język zamiera, słowo mówione.
Prawdę wymówić można tylko,
nie wypowiadając na głos słów.
Jestem spragniony swojej śmierci,
ale nie dosłownie. Jestem spragniony
takiej śmierci, w której stworzenie aż się skrzy,
a oczy zapadają się, aż do oczodołów.
Język zamiera, słowo mówione.
Prawdę wymówić można tylko,
nie wypowiadając na głos słów.
Zewsząd głosy ludzkie.
*
Zewsząd głosy ludzkie.
Nie rozróżniam żadnych słów,
to akompaniament śmierci tylko.
Nie chcę mówić o śmierci.
Nie chcę nawet myśleć,
ale Ona sama tu jest.
Śmierdzi mi w twarz.
Kiedy leżę na łóżku,
śmierdzi mi w twarz.
Najlżejszy podmuch
woni kwiatów z Twych ust, pomógłby.
Ale Ty też, śmierdzisz mi w twarz.
Zewsząd głosy ludzkie.
Nie rozróżniam żadnych słów,
to akompaniament śmierci tylko.
Nie chcę mówić o śmierci.
Nie chcę nawet myśleć,
ale Ona sama tu jest.
Śmierdzi mi w twarz.
Kiedy leżę na łóżku,
śmierdzi mi w twarz.
Najlżejszy podmuch
woni kwiatów z Twych ust, pomógłby.
Ale Ty też, śmierdzisz mi w twarz.
Najcięższy...
*
Najcięższy jest metafizyczny syf.
To on jest największy.
Wtedy ja-człowiek, staje się mniejszy.
Jest tak, jakbym zniknął.
Nikt, znikąd.
Po cokolwiek, już nieważne.
Stało się za małe, ja za słaby,
a żar, jaki noszę, przeciw mnie.
Palę się...
Płonę takim ogniem,
który pali mi wnętrzności,
rzyga mi ogień w mózg,
aż do okropności.
Najcięższy jest metafizyczny syf.
To on jest największy.
Wtedy ja-człowiek, staje się mniejszy.
Jest tak, jakbym zniknął.
Nikt, znikąd.
Po cokolwiek, już nieważne.
Stało się za małe, ja za słaby,
a żar, jaki noszę, przeciw mnie.
Palę się...
Płonę takim ogniem,
który pali mi wnętrzności,
rzyga mi ogień w mózg,
aż do okropności.
wtorek, 7 grudnia 2010
Sięgnąłem po coś...
*
Sięgnąłem po coś,
co było
do dosięgnięcia.
Przypłaciłem to
i jeszcze przypłacę.
Zapłaciłem pieniędzmi,
w naturze więcej płaciłem
i zapłacę.
Czy mnie coś jeszcze czeka?
Może czas się tylko odwleka?
Może czas się tylko odwleka?
Może papieros, który dymi mi w oczy, nigdy się nie spali?
Sięgnąłem po coś,
co było
do dosięgnięcia.
Przypłaciłem to
i jeszcze przypłacę.
Zapłaciłem pieniędzmi,
w naturze więcej płaciłem
i zapłacę.
Czy mnie coś jeszcze czeka?
Może czas się tylko odwleka?
Może czas się tylko odwleka?
Może papieros, który dymi mi w oczy, nigdy się nie spali?
Ptak ćwirka...
*
Ptak ćwirka.
Jakiś szum dochodzi.
Szczękanie, kwękanie, rżenie i opony.
Jakieś duchy zaglądają tu.
Ptak ćwirka.
Jakiś szum dochodzi.
Szczękanie, kwękanie, rżenie i opony.
Jakieś duchy zaglądają tu.
Miłość...
*
Miłość,
jak pięcioletnia dziewczynka,
a już prostytutka.
Budzi się styczniowy dzień.
Na ulicach widziałem, spieszących ludzi.
Na placu widziałem, leniwą śmieciarkę.
Degrengolada syf i totalny rozpad.
O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.
Degrengolada, totalny syf i rozpad.
Miłość,
jak pięcioletnia dziewczynka,
a już prostytutka.
Budzi się styczniowy dzień.
Na ulicach widziałem, spieszących ludzi.
Na placu widziałem, leniwą śmieciarkę.
Degrengolada syf i totalny rozpad.
O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.
Degrengolada, totalny syf i rozpad.
Degrengolada...
*
Degrengolada syf i totalny rozpad.
O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.
Degrengolada, totalny syf i rozpad.
Degrengolada syf i totalny rozpad.
O szóstej rano, w środku stycznia,
w środku miasta, dobrze to widzę.
Degrengolada, totalny syf i rozpad.
Mam oczy...
*
Mam oczy, to jeszcze nie znaczy,
że widzę.
Mam ciało, to jeszcze nie jest pewne,
że czuję.
Mam węch, słuch i wszystko jasno lśni,
ale objąć rozumem tego nie umiem.
Mam oczy, to jeszcze nie znaczy,
że widzę.
Mam ciało, to jeszcze nie jest pewne,
że czuję.
Mam węch, słuch i wszystko jasno lśni,
ale objąć rozumem tego nie umiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)